sobota, 26 grudnia 2015

Colleen Hoover - Hopeless

Colleen Hoover - Hopeless

"Czasem odkrycie prawdy może odebrać nadzieję szybciej niż wiara w kłamstwa.
To właśnie uświadamia sobie siedemnastoletnia Sky, kiedy spotyka Deana Holdera. Chłopak dorównuje jej złą reputacją i wzbudza w niej emocje, jakich wcześniej nie znała. W jego obecności Sky odczuwa strach i fascynację, ożywają wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć. Dziewczyna próbuje trzymać się na dystans – wie, że Holder oznacza jedno: kłopoty. On natomiast chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Gdy Sky poznaje Deana bliżej, odkrywa, że nie jest on tym, za kogo go uważała, i że zna ją lepiej, niż ona sama siebie. Od tego momentu życie Sky bezpowrotnie się zmienia."

 Zacznę od okładki, bo zdecydowanie zasługuje na uznanie. Jest naprawdę ładna i ciężko oderwać od niej wzrok. Ponadto bardzo dobrze, że wydawnictwo postanowiło zatrzymać i nie bawić się w tłumaczenie tytułu. Zwłaszcza, że wiąże się z nim pewna historia, którą poznajemy na kartkach książki.

Ta książka porusza tak wiele trudnych tematów, że emocje, które przez to powstawały, aż zapierały mi dech.

Historia daje do myślenia, otwiera czytelnikowi oczy, skłania do refleksji, do zatrzymania się i rozejrzenia się dookoła. Pokazuje ona tyle cierpienia, że w pewnym momencie zastanawiałam się ile jeszcze mogą ci bohaterowie znieść, oraz jak to wszystko jest możliwe i jak te problemy zostaną rozwiązane. Czytałam ją przez to jednym tchem, wyczekując i pragnąc coraz więcej. Książka pokazuje jak wielka i głęboka jest potęga miłości, jak potrafi scalać i leczyć rany oraz jak uczy wybaczać. 

Wzrusza, śmieszy, doprowadza momentami do szału, wysysa chwilami z nas życie i pokazuje jak istotne jest, aby w chwilach kryzysu mieć przy sobie bratnią duszę. Tego wszystkiego możecie się spodziewać sięgając po "Hopeless", więc jeśli jesteście gotowy na istny rollercoaster uczuć i emocji, to powinniście przeczytać.



"To zakończenie jest prawdziwe, Six. Nie możesz się wściekać z powodu prawdziwego zakończenia. To na sztuczne happy endy powinnaś się wkurzać."

piątek, 7 sierpnia 2015

Gena Showalter - Alicja królowa zombi

Gena Showalter - Alicja królowa zombi

"Mam plan. Tym razem unicestwimy zombi raz na zawsze. Zegną przede mną kark, uznają moją władzę. To ja będę królową ich martwych serc.
Przeżyłam koszmar, ale przetrwałam. Naiwnie założyłam, że teraz poznam, czym są szczęście i miłość. Straciłam czujność, a wtedy okazało się, że niektórzy ludzie są gorsi niż zombi. Czas rozpocząć ostateczną rozgrywkę. To będzie bitwa o wszystko, co kocham. Jeśli będę musiała poświęcić życie – nie zawaham się ani sekundy."

Lubię czekać na ciąg dalszy zapowiadanych trylogii. Najnormalniej w świecie sprawia mi przyjemność ponowne spotkania z dobrze znanymi postaciami i raz jeszcze przeżyć z nimi nie lada przygody. "Alicja w Krainie Zombi" pojawiła się w moim życiu we właściwym momencie, dzięki czemu spodobała mi się jej lekkość i oryginalność spojrzenia na zombi. "Alicja i Lustro Zombi" też było miłą lekturą, choć według mnie nie dorównywało swojej poprzedniczce. A co mogę powiedzieć o "Alicji Królowej Zombi"?

Dawno już nie nudziłam się przy jakiejś młodzieżówce. A tutaj niestety co i raz ziewałam. Przeszkadzały mi przede wszystkim myśli Alicji, która nie przejmowała się niczym innym, jak swoim chłopakiem oraz tym, jaki jest umięśniony, seksowny i przewspaniały. I tak - żebym, broń Boże, o tym nie zapomniała - autorka przypominała mi o tym co kilka stron. Przez to wszystko odbiór powieści stał się niezwykle płytki, a i same pościgi za zombi nie robiły na mnie wrażenia.
Nie da się ukryć, że znudził mnie wątek walki z zombi, który i tak spadł na dalszy plan. To, jak one ewoluowały od pierwszej części bardzo mi się nie spodobało. Autorka miała za dużo pomysłów i upchnęła je wszystkie w trzytomowej serii. Błąd. Wielki błąd. Alicja była tak napchana supermocami, że miałam cichą nadzieję, że od tego wybuchnie. Lubię wyważoną akcję i nie spodziewałam się, że przyjdzie mi się zawieść właśnie na Kronikach białego królika. 

Nie chcę tutaj mocno krytykować "Alicję Królową Zombi". W jakiś sposób czuję sentyment do pierwszej części, który umożliwił mi dokończenie przygód Alicji. Wierzę, że autorka już nie powróci do tej trylogii i nieoczekiwanie nie pojawi się jakiś dodatek. Książka tylko i wyłącznie dla fanów serii. 
W tym całym bajzlu szukam czegoś pozytywnego, jednak oprócz postaci Kat nie potrafię nic dostrzec. Cole przestał mnie zachwycać. Jego ślepe wpatrywanie się w Alicję było takie... dziwne. Zaczarowała go, wiedźma. Jedyne wyjaśnienie, które przyszło mi do głowy. Wyrosłam chyba również z niego, gdyż totalnie przestał mnie zachwycać. Muszę złapać za coś innego z tego gatunku i przekonać się, że to nie ze mną, a z Alicją jest coś nie tak.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Eleonora & Park

Rainbow Rowell - Eleonora & Park


Eleonora… nie sposób jej nie zauważyć: rude włosy, dziwne ciuchy. Czyta mu przez ramię. Uważa Romea i Julię za bogate dzieciaki, które dostawały wszystko, co chciały. Najbardziej nie lubi weekendów, bo spędza je bez niego.

Park… Dobrze mu w czerni. Denerwuje się, gdy musi prowadzić samochód w obecności taty. Uwielbia imię Eleonory i nie skróciłby go ani o sylabę. Wie, która piosenka jej się spodoba, zanim ona zacznie jej słuchać. Śmieje się z jej dowcipów, zanim ona dotrze do puenty.

Oto tocząca się w ciągu jednego roku szkolnego opowieść o dwojgu szesnastolatkach urodzonych pod nieszczęśliwą gwiazdą – dość mądrych, by zdawać sobie sprawę, że pierwszej miłości prawie nigdy nie udaje się przetrwać, ale na tyle odważnych i zdesperowanych, by dać jej szansę.

Spodziewałam się standardowej historii dwojga zakochanych w sobie nastolatków ale w historii Eleonory i Parka nie ma nic prostego.
Eleonora i Park pomimo swojego bagażu życiowego są idealnie wykreowani tak, aby czytelnik mógł poznać wszystkie emocje, które nimi targają. Dwoje nastolatków to postacie, które można tylko pokochać za odwagę i determinację oraz uczucie jakie ich połączyło.

Duża zaletą jest fakt że autorka płynnie zmienia narracje z Eleonory na Parka i z powrotem, tworzy to bardzo płynną i logiczną całość bo nie musimy się zastanawiać co bohaterom chodzi po głowie.

Byłam bardzo zdziwiona, że przeczytałam tę lekturę tak szybko. Wywołała ona we mnie mnóstwo pozytywnych emocji, a zakończenie przyszło tak niespodziewanie, że szukałam kolejnych stron. Eleonora i Park to powieść idealna dla każdego. Zarówno młodzież, która sama być może przeżywa coś podobnego jak i starsi czytelnicy, którzy z przyjemnością cofną się do młodzieńczych lat - każdy znajdzie coś dla siebie. Pierwsza miłość, uczucia, emocje i problemy jak w rzeczywistym świecie, a to wszystko ujęte słowami Rainbow Rowell, to jak dla mnie coś wspaniałego. Coś czego nie można przeoczyć - to po prostu trzeba poczuć! Polecam osobom które lubią inwestować się emocjonalnie w lekturę.

wtorek, 7 kwietnia 2015

Retrum. Kiedy byliśmy martwi

Francesc Miralles - Retrum. Kiedy byliśmy martwi.

"Czy spałeś kiedyś na cmentarzu?
Christian jest w żałobie po śmierci brata bliźniaka. Pewnego dnia spotyka pod cmentarnym murem troje nieznajomych o bladych twarzach i fioletowych ustach. Szybko traci głowę dla podobnej do wampirzycy Alexii. Kim jednak są członkowie dziwnego stowarzyszenia odwiedzającego po zmierzchu umarłych? I czy spanie na grobach oraz ekscentryczny makijaż to jedynie niewinna zabawa?"


Nie wiem jak wy, ale ja nigdy na cmentarzu nie spałam i prawdopodobnie nie ma osoby, która mogłaby mnie do tego namówić. Christian – główny bohater książki – postanowił spędzić noc w tym przerażającym miejscu z jednego powodu, mianowicie pragnął dołączyć do RETRUM, czyli mrocznych osób o bladych twarzach. Prawdopodobnie normalnie by się na to nie zgodził, jednak po śmierci brata bliźniaka… potrzebował kogoś, kto go zrozumie. Niestety, szkolni koledzy nie potrafili okazać mu zrozumienia...


Książka jest interesującą pozycją. Mroczna powieść, opowiadająca o zagubionym nastolatku - Christianie, który odnajduje nowego siebie tam, gdzie nigdy by nie pomyślał, że będzie. W całej książce opatulonej tajemnicą czarnej mgły smutku, to czasem prześwitują przez nie gwiazdy szczęścia i nadziei.

Bardzo podoba mi się sceneria w tej powieści. Zimno, ponuro, pochmurno, czasem sypnie śnieg, czasem poleje deszcz. I jeszcze piosenki, których bohaterzy słuchali. Po prostu pięknie.

Nie należy czytać jej szybko, bo nigdy nie wiesz, które zdanie utkwi Ci w pamięci. Nie wspominając już o tym, że każdy z krótkich rozdziałów jest rozpoczynany cytatem wielu wielkich autorów, które idealnie się wpasowują w przyszłe wydarzenia zawarte w książce. I chociaż napisałam wam, że nie powinno się jej czytać szybko, to ja pochłonęłam ją w jeden dzień, ponieważ nie potrafiłam się od niej oderwać.


Powstał też drugi tom, jednak nie wydany w języku polskim. Nie mogłam także nigdzie znaleźć wersji z nieoficjalnym tłumaczeniem.

piątek, 13 marca 2015

Pora na życie

Cecelia Ahern - Pora na życie


Poruszająca, ciepła i zabawna powieść o tym, co się dzieje, gdy przestajesz zwracać uwagę na własne życie. Lucy Silchester mieszka ze swoim kotem w wynajętej kawalerce, wykonuje niesatysfakcjonującą pracę, coraz bardziej oddala się od swoich bliskich i nieustannie kłamie, wstydząc się nagłych i niekorzystnych zmian w swoim życiu. Życie Lucy nie jest tym, czym się wydaje. Podobnie jak niektóre z dokonanych przez nią wyborów i opowiedzianych historii. Od chwili, kiedy poznaje mężczyznę, który przedstawia się jako jej Życie, uparcie powtarzanym półprawdom grozi kompromitacja – chyba że Lucy nauczy się mówić całą prawdę o tym, co dla niej naprawdę istotne.

Bohaterka książki, Lucy Silchester jest nieodpowiedzialną kłamczuchą. Kłamie nagminnie i z wielką fantazją, bo, jak twierdzi, zmusiły ją do tego okoliczności. A kolejne kłamstwa doprowadzają do tego, że jej życie staje się nieznośne. Zaniepokojona rodzina podpisuje zgodę na spotkanie Lucy z Życiem... Gdy dochodzi do spotkania, Życie okazuje się nieciekawym, niechlujnym facetem w pogniecionej marynarce i niestety uczucie, jakie wzbudza to jedynie ogólny niesmak. Pierwsze spotkanie kończy się fiaskiem, ale w sercu Lucy zostaje zasiane ziarno, które kiełkuje, a potem (przy ciągłej interwencji Życia) rośnie i pozwala na dokonanie koniecznych zmian w swoim osobistym życiu. A przy okazji także w życiu Życia.

Jestem pod ogromnym wrażeniem, nie spodziewałam się, że książka aż tak mną zawładnie; tematyka była dość inna, więc miałam pewne obawy, czy to na pewno będzie to... a tutaj taka niespodzianka. Spędziłam niesamowite chwile, analizując i przegryzając wszystkie decyzje Lucy, tego, jak Życie decydowało o kolejnym posunięciu, o tym, jak niekiedy bezmyślnie powiedziane słowa niosły za sobą konsekwencje. Jak bardzo zżyłam się z jej własnym życiem i jak odnalazłam sens czegoś bardzo ważnego. Bardzo przeżywałam samo zakończenie, kiedy trzeba było zmierzyć się z nieuniknionym. Nie myślałam, że aż tak zidentyfikuję się z główną bohaterką; w końcu jej historia była inna od mojej, a jednak miałyśmy coś wspólnego i chyba właśnie to sprawiało, że była mi ona bliska, ale i chwilami drażniąca. W końcu tak łatwo wytknąć komuś jego błędy, nie widząc swoich.

piątek, 27 lutego 2015

Szeptem

Becca Fitzpatrick - Szeptem

"Czasem zdarza się miłość nie z tego świata. Naprawdę nie z tego świata…
Patch jest tajemniczy i zabójczo przystojny. Nic dziwnego, że szesnastoletnia Nora uległa jego urokowi. Niemal natychmiast w jej życiu zaczęły dziać się rzeczy, których nie da się wytłumaczyć. Chyba że…
Chyba że ktoś wie, że znalazł się w samym środku bitwy. Bitwy, którą od wieków toczą Upadli z Nieśmiertelnymi. O Twoje życie.
Ale cicho sza… Są tajemnice, o których mówi się tylko szeptem."

Są książki, które wolałabym oceniać tylko i wyłącznie ze względu na okładkę. Debiutancka powieść Beki Fitzpatrick zatytułowana „Szeptem” właśnie do takich pozycji należy. Jej oprawa jest niewątpliwe piękna. Ma w sobie coś tajemniczego, mrocznego, a jednocześnie subtelnego. W przypadku takiego wyglądu zewnętrznego powieści, powiedzenie: „Nie oceniaj książki po okładce” przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Gdyby okładka „Szeptem” nie była tak przyciągająca, to nie wiem, czy zdecydowałabym się w ogóle sięgnąć po tę lekturę, bo sam opis bynajmniej mnie do tego nie zachęcił. Ale nawet jeśli, to na pewno nie zabierałabym się do niej z tak wielkim zapałem.

Pani Stephanie Meyer pisząc "Zmierzch" rozpoczęła niesamowity ruch współczesnej popkultury - kult wszelkich dzikich stworzeń typu wampiry i wilkołaki.
Pani Becca Fitzpatrick, co by nie "odgrzewać kotleta" z wampirami czy tych bardziej włochatych, postanowiła na stronach swojej powieści zapoznać nas z aniołami.
Całość powieści mocno bazuje na uczuciach czytelnika, bowiem głównym wątkiem powieści jest, jak nietrudno się domyśleć, rozkwitająca miłość pomiędzy nastoletnią Norą oraz Patchem, który okazuje się upadłym aniołem.

Naprawdę nie lubię pisać źle o książkach, ale czasami po prostu trzeba. Dla mnie podstawowym problemem okazała się główna bohaterka, której nie polubiłam ani trochę. Nora wydała mi się po prostu nudna. Nie wzbudziła we mnie żadnych emocji, poza irytacją, którą odczuwałam aż w nadmiarze. Pierwszoosobowy sposób prowadzenia narracji tylko uwydatnił to, jak powierzchowne i naskórkowe są przemyślenia Nory. Jej odczucia zostały ukazane w bardzo ogólnikowy i pobieżny sposób, tak, jakby była ona jedynie obojętną obserwatorką, a nie czynną uczestniczką dramatycznych wydarzeń. Zwykle zaletą narracji prowadzonej w pierwszej osobie jest wgląd w uczucia bohatera, skupienie się na jego wnętrzu, co pozwala na lepsze poznanie go i szybsze nawiązanie z nim więzi. W „Szeptem” w ogóle się tego nie czuje. Nora pozostała mi zupełnie obca, mimo że przez trzysta stron opowiadała mi historię ze swojej perspektywy. Nie tylko uczucia postaci zostały ukazane w tej książce pobieżnie. Wszystkie fantastyczne aspekty również nie zachwycają, ponieważ opisy zawierają żałośnie mało szczegółów. Powoduje to, że fabuła sprawia wrażenie niedopracowanej.

czwartek, 29 stycznia 2015

Szukając Alaski

John Green - Szukając Alaski

"Niezapomniana opowieść o odkrywającym życie Milesie zakochanym w szalonej, zbuntowanej Alasce, dzięki której odnalazł Wielkie Być Może – czyli najintensywniejsze i najprawdziwsze doświadczenie rzeczywistości."

Na pierwszy rzut oka historia dość popularna, znana i oklepana. Młody outsider, jakich wielu w powieściach młodzieżowych (żeby czytelnicy mogli bardziej się wczuć w sytuację bohatera?) wyjeżdża do szkoły poza miejscem zamieszkania, tam poznaje przyjaciół, którzy są troszkę zwariowani, nie da się przy nich nudzić. I tak zaczynają tworzyć swoją własną, małą i elitarną grupę, w której są szczęśliwi, napruci i wolni. 


Jednak John Green dokonał czegoś niebywałego, stworzył powieść, w której śmiech przeplata się ze smutkiem, bólem i inteligentnymi dialogami pomiędzy postaciami. Nie powiedziałabym, że jest to typowa młodzieżówka, gdzie Smerfy są dobre, a Gargamel zły. Wszyscy mają w sobie coś dobrego, ale także popełniają błędy. Przez to są tacy ludzcy i interesujący. 

Miles'a poznajemy w momencie gdy jego matka postanawia urządzić dla niego przyjęcie pożegnalne - Miles wyjeżdża bowiem do internatu w poszukiwaniu Wielkiego Być Może. Chłopak nie miał przyjaciół i wiedział, że na przyjęciu tłumów nie będzie (wcale nie było mu z tego powodu jakoś specjalnie przykro), matka natomiast "obstawała przy swoim, trwając w błogich złudzeniach, że przez te wszystkie lata ukrywałem przed nią swoją popularność".

Kolejne rozdziały to odliczanie - "128 dni PRZED", "50 dni PRZED" itd. 
Coś ma się wydarzyć, tylko co?

Bardzo polecam tę książkę ;)